BartekGM Wiki
Advertisement

Witam w kolejnym odcinku mojego programu. Co by było, gdyby twórcy między innymi abominacji próbującej przypominać GTA oraz produkcji, która pogrzebała jedną z najlepszych gier arcadowo wyścigowych stworzyli " pełnoprawną grę akcji? Z pewnością nic dobrego. Tak więc, bez zbędnego pitolenia... zapraszam do oglądania!

Gra Operation: Alpha Zylon została wydana i stworzona przez najlepszych deweloperów na świecie, czyli team 6 dnia 19 grudnia 2007 roku. Na grunt polski trafiła 1 stycznia 2008. Zanim jeszcze uruchomiłem ten tytuł zadawałem sobie pytanie. Jak twórcy kupowatych gier wyścigowych mieli zabrać się za grę akcji. Jednak jeden rzut oka na okładkę rozwiał wszelkie wątpiwości. Komandos uciekający w wodzie, wybuchy, helikoptery oraz napis kill-em ol. Łał. To po prostu nie mogło się udać. Ale zanim pokaże wam czemu ta gra jest do dupy, czas na noty z portali internetowych.

Jedyna ocena jest tylko i wyłącznie na serwisie onet gry. Wynosi ona 4 i 6 dziesiątych na 10! Tak jest, nawet nie znalazło się 20 osób na gry online które poddałyby ocenie ten szajs. To musi być naprawdę zła kaszanka.

Jak zwykle zaczynamy od głównego meni. Ech, chyba nie musze wspominać, że to wręcz identyczne meni jak w każdej grze od tego dewelopera, prawda? Mamy więc przeróżne ustawienia grafiki w tym roździelczość, jakość modeli oraz animacji, ustawienia muzyki i odgłosów oraz konfiguracja sterowania. Wydawać się mogło, że poza tym, że meni jest całkowitą kopią, spisuje się całkiem przyzwoicie. Jednak jak zwykle, ktoś musiał coś jeszcze spierdolić. Zresztą spójrzcie. (demonstracja; klikanie w new game) *odgłos wtf[boom]* Co to jest na miłość boską? Przeterminowane powidła z dodatkiem gówna słonia? Nie, to po prostu zglitchowany ekran wyboru misji. Prawda, że nie trudno się domyśleć? Zabawniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że w żaden sposób nie możemy tego naprawić. Nie pomagają sztuczki, w tym reinstalacja gry i sterowników, prośby oraz groźby. Przynajmniej gdy najedziemy myszką w odpowiednie miejsce usłyszymy dźwięki sugerujące że dany " obiekt zaczyna dany poziom. Widać jak na dłoni, że obcowanie z tą produkcją jest jak zderzenie ze ścianą z gówna.

Kierujemy komandosem nie do zatrzymania, który z dup wszelkich gangów robi jesień średniowiecza. Jest tak badasowy, że rambo powinien mu buty czyścić. Dobra kurwa bądźmy poważni. Fabuły nie można się doszukać nawet przez mikroskop, a bohater jest tak płaski, że za niego możnaby było wstawić pana zenka spod monopolowego. (chodzę i nagle zauwarzam samochód) *urwana taśma* Ej, czy ja kiedyś nie widziałem tego hamera? Oraz tego spierdolonego cienia i fizyki? Tak jest. Twórcy postanowili pobabrać się w gównie raz jeszcze kopiując silnik z Manhattan Chase. I by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie fakt, że autorzy posunęli się o krok dalej. Postanowili olać ciepłym moczem coś takiego jak zmiana nazwy aplikacji. No bo przecież nikt na to nie zwróci uwagi. Widać jak na dłoni, że twórcy mieli na ten tytuł wyjebane. Zresztą nic dziwnego skoro wzięli się za to najwięksi partacze jeśli chodzi o gry wideo.

Ale to dopiero początek męki. Solidnym uderzeniem prosto w narządy rodne jest jednak sama rozgrywka. A dlaczego? Otóż twórcy postanowili, że połącza dwa niezwiązane ze sobą gatunki, platformera i strzelankę z pierwszej osoby. Pewnie niektórzy z was pomyślą: Bartek, przecież dzięki temu produkcja staje się bardziej zróżnicowana, twórcy dzięki temu czymś nas zaskakują. Tylko że największym zaskoczeniem w tym tytule jest to, że to połączenie jest strawne niczym zmieszane wymiociny z łajnem konia. Segmenty platformowe wymagają idealnego sterowania postacią, która swoją drogą ślizga się jak po lodzie, a " strzeleckie są tak okropne, że ze wściekłości możnaby było wydłubać oko widelcem.

I tutaj dochodzimy do kolejnego aspektu, który przyprawia mnie o mdłości, złości i zatwardzenie. Mowa oczywiście o misjach. Podczas tej produkcji twòrcy chyba wciągali hurtowo kreta, bo od dawna nie widziałem tak kretyńskich, zabagowanych, frustrujących i po prostu... do dupy. Mimo, że plansz jest zaledwie sześć, to i tak deweloperom udało się upchąć masę niedoróbek i momentów, które natychmiastowo doprowadzają nas do kurwicy. A to wsadzić kilkanaście niezbyt widocznych pułapek, które od razu skrócą nasz żywot. A to umieścić pukawki, które trafiają w przeciwników kiedy mają na to ochotę. A to dać losowe miejsca respawnu mięsa armatniego, emm to znaczy nieprzyjaciół, by jeszcze bardziej skopali nam dupę. I to są jedynie nieliczne sposoby na utrudnienie nam rozgrywki. Kreatorzy tego szitu to skurwiele jakch mało.

Na osobną uwagę zasługuje sztuczna inteligencja naszych wrogów. Nie jestem do końca pewien co na to wpływa, ale mamy podstawy ku temu by twierdzić, że jest to długość członka naszych adwersarzy. Raz potrafią idealnie określić nasze położenie, mimo, że ukrywamy się zaroślami. A raz stoją bądź biegają w miejscu w oczekiwaniu na nasz ruch. Czasem nawet biegają owczym pędem wprost na nasz celownik. Oprócz tego, ich celność także ulega ciągłym zmianom. Raz mogą trafić dokładnie w naszą głowę stojąc kilkadziesiąt od nas, a raz nie mogą w nas trafić gdy się stykamy nosami. Żeby tego było mało, ich widoczność także się zmienia. Albo zauważą nas z oddali nawet gdy wejdziemy w krzaki, albo po prostu nas zlekceważą nawet gdy będziemy tuż przy ich dupie. Łał, aż czuć ten kunszt programistów team 6.

Grafika już w czasach, kiedy gra ujrzała światło dzienne wywoływała odruch wymiotny. Modele postaci przypominają plastikowe lalki, tekstury przypomnają wnętrze szambiarki, animacje są drewniane, (napis: POSTAĆ SIĘ PORUSZA JAKBY MIAŁA PEŁNO W GACIACH) a efekty specjalne biją na głowę te z krajzisa, który swoją drogą wyszedł w tym samym roku. (demonstracja strzelania pistoletem) Nie ma to jak nakurwianie wiązkami lasera prosto w dachołazów. Z audio też nie jest lepiej. Odgłosy arsenału przypominają zabawki odpustowe, odgłosy umierania brzmią jak jęki przy ostrym wymiotowaniu, a kakofonia, ee to znaczy muzyka przygrywana w tle, działa na nasze bębenki uszne jak wiertło. Zresztą słowa tego nie opiszą. Doświadczcie tego na własnych uszach.

Nadszedł czas na wisienkę na torcie z gówna, czyli stabilność. Owszem, nie można powiedzieć złego słowa o optymalizacji, ale kod gry jest tak dziurawy, jak nasze drogi. Bugi, glitche i wywalenia do pulpitu są tu na porządku dziennym. Strzelanie bez żadnego przeładowania karabinem maszynowym, jest. Lewitowanie nad ziemią i używanie noża jednocześnie, jest. Wejście w obiekt, który miał tego nie umożliwiać, jest. Wyskoczenie poza mapę i wej... Ej zaraz co? Dlaczego nie ma tutaj żadnych budynków? Dlaczego niebo się powtarza? I dlaczego jestem zabarykadowany jakimiś skrzynkami z owocami? *odgłos "Co to kurwa jest"*

Podsumowując, Operation: Alpha Zylon to najzwyczajniej w świecie bubel. Fabuła nie istnieje, misje mogą spokojnie zastępować żyletki, a strona techniczna woła o pomstę do nieba. Dla masochisty, zakup idealny. Dla reszty... już niekoniecznie. I mówiąc niekoniecznie mam na myśli, że wypróżnienie się do wentylatora podczas upału byłoby znacznie lepszym pomysłem od kupienia tego gniota. Ale na pewno trzeba pogratulować team 6 braku jakiegokolwiek wstydu. Ja bym się krępował wydawać taki syf nawet przy roślinie stojącej na parapecie. I tym optymistycznym akcentem przechodzimy do ocen.

Advertisement